"Ławeczka pod bzem" Agnieszka Olejnik


Kilka dni temu w moje ręce trafiła najnowsza książka Agnieszki Olejnik "Ławeczka pod bzem". Zaintrygował mnie opis z tyłu książki - dziewczyna wygrywa w totolotka niemałą fortunę. Brzmiało ciekawie, choć początkowo obawiałam się, że fabuła może być nieco naciągana i totalnie nieprawdopodobna. Jednak już po przeczytaniu kilku stron moje obawy zostały rozwiane, bardzo zaprzyjaźniłam się z główną bohaterką - inteligentną i niezdarną jednocześnie.
Iga Marzec, bo właśnie o niej tutaj mowa, wiodła spokojne życie - na co dzień pracowała w salonie fryzjerskim swojej matki, u której zresztą również mieszkała, lubiła spędzać czas ze swoją przyjaciółką i ponad wszystko kochała książki. No i spała dziennie maksymalnie 3 godziny oraz przekręcała nazwiska, co było efektem jej wypadku - kiedyś walnął w nią piorun.
Na szczęście miłość do książek mi została, żaden piorun nie byłby w stanie jej wypalić.
Jej życie zapewne nadal by tak wyglądało, gdyby nie wielka kumulacja lotto, w której, za namową Agaty, wzięła udział. Los wreszcie się uśmiechnął do Igi i wygrała 20 milionów. Bohaterka, bojąc się reakcji ludzi na tą wygraną, postanowiła zataić tę informację przed światem i podzieliła się nią jedynie ze swoją przyjaciółką. Starając się nie budzić podejrzeń, ostrożnie wydawała pieniądze. Wreszcie mogła uwolnić się spod skrzydeł nadopiekuńczej matki, zadbała o siebie, a także postanowiła spełnić swoje marzenia m.in. zainwestować w domek z ogródkiem, w którym planowała postawić ławeczkę pod bzem. Wygrana dała jej pewność siebie, pozwoliła inaczej spojrzeć na świat, usamodzielnić się, a także otworzyć się na uczucia. Tak, w końcu w otoczeniu Igi pojawia się paru mężczyzn, dzięki którym i jednocześnie przez których przeżywa wiele interesujących historii. Czyżby pieniądze okazały się niczym magnes?
Nie będę już bardziej wgłębiać się w fabułę, aby z tej recenzji nie zrobić streszczenia i nie zdradzić Wam wszystkich niespodzianek. Dodam tylko jeszcze, że bardzo urzekły mnie piękne opisy naszych górskich okolic, które pojawiły się przy okazji świątecznego wyjazdu Igi.

Cenię sobie takie książki, które oprócz ładnej fabuły dają również do myślenia. Czytając książkę nasunęło mi się kilka prostych pytań: czy pieniądze faktycznie dają szczęście? Jaką rolę odgrywają w naszym życiu ludzie? I jakie zmiany w moim życiu wprowadziłaby tak wielka wygrana?

Chodziło mi raczej o bliskość. Wiesz, ja chyba tego właśnie szukam. Czegoś takiego, że na przykład ja przychodzę z pracy, a ten ktoś się cieszy, że już jestem. Nie dlatego, że czegoś ode mnie potrzebuje, tylko po prostu...
Bo to ja. Rozumiesz?

Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę powieść. Lekka, urzekająca i zabawna książka, idealna zarówno do czytania przy kawie, jak i w podróży. Prosta w przekazie, a jednocześnie szczera i porywająca. Przyjemne czytanie sprawiło, że bardzo szybko dotarłam do ostatnich stron. Trochę smutno, bo aż szkoda rozstawać się z takimi bohaterami i ich przygodami. Kto wie, może pojawi się kontynuacja? Byłoby świetnie!
Niewątpliwie jest to powieść bardzo bogata w treść - dobra fabuła, tak jak wspominałam, także refleksyjna, życiowa i wielowątkowa - oprócz pieniędzy pojawia się także motyw miłości, przyjaźni (zarówno tej prawdziwej, jak i fałszywej), podróży, a nawet kulinarny! Przepis na murzynka bez pieczenia już sobie zapisałam na liście do przetestowania.
Ławeczka pod bzem sprawiła, że zauroczyłam się w kunszcie pisarskim Agnieszki Olejnik i wkrótce zamierzam sięgnąć po inne jej tytuły. Polecam, naprawdę warto!


Opis z tyłu okładki:
Jak bardzo odmienia życie wysoka wygrana? Czy naprawdę trzeba zapomnieć o szczerej przyjaźni i uczuciach?
Gdy Iga i Agata wypełniają kupony lotto, obiecują sobie, że w razie wygranej podzielą się pieniędzmi. I stało się – szczęśliwe liczby przynoszą Idze 20 milionów. Utrzymanie tego w tajemnicy będzie nie lada wyzwaniem! Co zrobić z tak ogromną sumą? Iga zaczyna od spełniania marzenia o własnym domu i uroczej ławeczce pod bzem. Ale to przecież nie wystarczy do szczęścia. Czy na pewno chce sama cieszyć się wygraną?
Choć zarzeka się, że nie potrzebuje nikogo na stałe, wokół niej pojawia się kilku przystojnych mężczyzn. Czy to zasługa nagłego wzbogacenia się? W dodatku jeden z nich najwyraźniej spodobał się jej przyjaciółce…
Kłamstwa i niedopowiedzenia trudno będzie odkręcić, ale pozwolą odnaleźć w życiu sens i pomóc pewnej małej dziewczynce. Usiądź na ławeczce pod bzem i pomyśl, o czym naprawdę marzysz.



Pudełko dla dziewczynki


W tym tygodniu miałam przyjemność odwiedzić moją znajomą i jej córeczkę. Z tej okazji przygotowałam dla Małej pudełeczko. Motyw trochę urodzinowy, ponieważ Emilka niedawno obchodziła swoje pierwsze urodzinki. Swoją drogą jak na swój wiek jest mega rozwinięta, mądra i inteligenta, no i taka kochana! Ale wracając do pudełka... Chciałam uniknąć przewagi koloru różowego, ale pomimo to zachować kolorystykę dziewczęcą, dlatego postawiłam na pastelowe kolory z serwetki: żółty, pomarańczowy i fiolet. Nie żebym miała coś do różu, bo bardzo lubię, ale po prostu mam wrażenie, że gdy dziecko jest małe, to dla dziewczynek prawie wszystko w sklepach jest różowe, a dla chłopców niebieskie.
Pudełko same w sobie proste do wykonania. Na górze przykleiłam serwetkę, boki pokrywki pomalowałam na żółto, a resztę pudełka na pomarańczowo. Dodatkowo przykleiłam drewniane scrapki - imię, korona i serduszka. Na bokach pokrywki chciałam uzyskać efekt wstążki przeplatanej przez dziurki, ale coś nie wyszło - w mojej wyobraźni wyglądało to znacznie lepiej 😄 W środku pudełka przykleiłam koło z drewnianą scrapką "girl".
Wyszło kolorowo, może nawet za bardzo, ale w gruncie rzeczy mi się podoba. Jestem ciekawa Waszej opinii. :)
Zdjęcia robione na szybko w plenerze, więc z jakością jest różnie:










 Pozdrowienia! 💙

Powód czy sposób?


Gdy pojawia się potrzeba działania, ludzi można podzielić na dwa typy: tych, którzy znajdą powód, żeby czegoś nie zrobić i tych, którzy znajdą sposób, żeby to coś wykonać.
Od kilku lat staram się należeć do tej drugiej grupy. Staram się to dobre słowo, bo pewnie nie zawsze mi to wychodzi, ale jestem pełna determinacji, by osiągnąć w tej kwestii poziom maksymalny.
Dlaczego? Bo tak po prostu żyje się łatwiej, pełniej i lepiej, z większą satysfakcją i osiągnięciami.
Co jednak faktycznie nie zmienia faktu, że czasami zdarza mi się odkładać coś na później czy wątpić w to, że jestem w stanie coś tam osiągnąć.

Moim zdaniem sprawa jest prosta: jeśli chcesz, to znajdziesz sposób, jeśli nie chcesz, to znajdziesz powód. 

Znam ludzi, którzy wiecznie narzekają na swoje życie albo jakąś jego część - za pierwszym razem staram się pomóc, za drugim również, chociaż wiem, że się powtarzam z moimi radami, za trzecim razem po prostu odpuszczam, bo wiem, że to moje gadanie, nawet jeśli ta osoba twierdzi, że mega mądre, i tak jest na nic, bo nie połączy się z konstruktywnym działaniem tej osoby.
Czasami to wydaje mi się, że niektórzy ludzie wręcz uwielbiają użalać się nad sobą i swoimi problemami, i totalnie nie chcą ich rozwiązać, bo wolą rolę ofiary, narzekanie i lubią, gdy ktoś im współczuje.
Na szczęście, znam również osoby, które z całych sił starają się znaleźć sposób, aby rozwiązać wszelkie problemy i móc skorzystać z nadarzających się okazji.

Między tymi dwoma typami ludzi jest gigantyczna przepaść. I nie chodzi mi tutaj o przepaść finansową, o wykształcenie, możliwości itd. Ta przepaść dotyczy jakości ich życia i szczęścia.

Patrzę teraz na swoje ostatnie lata przez pryzmat sposobów i powodów. I wiecie co? To jest aż przerażające, ile rzeczy by mnie ominęło, gdybym zamiast szukać rozwiązania, postawiła na bierność. Wyróżniłam trzy aspekty, które na tę chwilę, według mnie, najbardziej zmieniły moje życie.
Studia - zero wsparcia od rodziny, najbliższych, nauczycieli. Kobieta na elektronice? Przecież to męskie. Kobieta na politechnice po klasie humanistycznej? Niemożliwe.
Ile wysiłku, ile łez, ile zmęczenia, ile walk sama ze sobą stoczyłam, tego nie wie nikt, chyba już stało się to wręcz niepoliczalne. Ale cóż... Tak, jestem inżynierem. Tak, skończyłam studia planowo. Tak, dostałam stypendium rektora dla najlepszych studentów. Ale przecież to było niemożliwe, serio?
Podróże - student bez przysłowiowego tysiaka od rodziców, na własnym utrzymaniu. Brak pieniędzy, czasu, wygodnego środka transportu - zawsze znajdzie się jakieś ale. Cieszę się, że i na to wszystko znalazłam sposoby i zwiedziłam tyle pięknych miejsc w naszym kraju.
Ludzie - tyle wspaniałych osób poznałam w ostatnim czasie. Wiele kilometrów przejechałam, aby poznać część z nich. Wiele razy musiałam pokonać moją nieśmiałość i lęk, aby pojawić się w danym miejscu. Ale przecież równie dobrze mogłam siedzieć w domu, bo po co jechać ponad 100 km w jedną stronę, aby pogadać z kimś przez 5 minut. Po co pokonywać swoje obawy, przecież ludzie mogą uznać mnie za wariatkę, która nieudolnie próbuje z kimś nawiązać przyjacielską relację. No cóż, "ale" zawsze się znajdzie.
W sumie to może powinnam się zamknąć w pokoju i w ogóle z niego nie wychodzić, bo w sumie po co? Po co w ogóle cokolwiek robić?

A tak serio... Zawsze znajdzie się milion takich "po co", "ale", "bo" i zawsze znajdzie się... sposób. Nie wiem dlaczego, ale ludzie już tak jakoś mają, że łatwiej znaleźć powód, aby odmówić niż wysilić się, poświęcić trochę czasu i energii, i spróbować znaleźć sposób. Pamiętajcie, że wspomnienia i to, co przeżyliśmy pozostanie z nami na zawsze, dlatego lepiej żyć aktywnie niż postawić na bierność i ślepy los.
💙

Odwiedziny w ostatnie 30 dni

Zapoznaj się z aktualną Polityką Prywatności bloga Sercem & Pasją pisane Marzenia.
Korzystanie z bloga i pozostawienie komentarza jest jednoznaczne z zaakceptowaniem tej Polityki Prywatności.