Samodyscyplina
Kilka dni temu miałam przyjemność zakończyć sesję. Po wyczerpujących tygodniach nauki i wyprowadzce, wracam do świata żywych.
Dziś na tapetę biorę temat samodyscypliny, która niekoniecznie jest prosta do wypracowania, ale zawsze przynosi korzyści.
O ile wstanie z łóżka, posiłek, wyjście do szkoły, pracy da się zrobić na zasadzie „muszę, więc robię”, to realizacja własnych planów czy marzeń jest bez niej nierealna.
Czym tak właściwie jest samodyscyplina? Dla mnie to wierność postawionym sobie celom bez względu na okoliczności: na zmęczenie, zniechęcenie, lenistwo. To nawyk, który pomaga spełnić cel pomimo wszystko.
Nie ma samodyscypliny bez silnej woli, konsekwencji i samokontroli. Trzeba być systematycznym i od siebie wymagać, ale być również wobec siebie wyrozumiałym.
Dzięki samodyscyplinie można zyskać naprawdę bardzo dużo. Warto ustalić reguły, według których chcemy postępować i na ich podstawie kreować swój czas i zajęcia.
Zawsze miałam nawyk tworzenia planu dnia, ale w ostatnim czasie robiłam to w bardzo nieskuteczny sposób. Planowałam, żeby zaplanować, a nie żeby sensownie rozplanować. Jak się domyślacie efekty były dość średnie. Pozytywnie natomiast zaskoczył mnie czerwiec. Był to dla mnie miesiąc dość intensywnej nauki. Zdarzało się, że każdego dnia było jakieś zaliczenie: kolokwium, egzamin, cokolwiek. Uczyłam się rano, wychodziłam na uczelnie, wracałam, uczyłam się i tak na okrągło. Jak na to patrzę z perspektywy czasu nie wiem jak dałam radę. Ale to jest ten typowy dla mnie stan, który czasami ludzie w moim przypadku nazywają ambicją. Ja bym tego tak nie nazwała, jest to po prostu moment, w którym mogę się uczyć bez względu na to czy zasypiam czy jeszcze mam siłę czy już nie. Uczę się do ostatniego tchu, bo wiem, że warto. Nawet jeśli miałam przed sobą perspektywę, że nie mam szans czegoś zdać. To i tak poświęcałam się na maksa, tłumacząc sobie, że będę miała mniej nauki na następny termin. Wyszło tak, że to na co się uczyłam, zdawałam od razu. I to poczucie dawało mi dużo motywacji, gdy widziałam, że są efekty. Teraz czas na nagrodę - odpoczynek.
Jestem zaskoczona tą samodyscypliną, którą tak naturalnie wypracowałam w kwestii nauki. Teraz chciałabym przenieść to wszystko na codzienność i inne obowiązki, szczególnie te, które sama sobie narzucam.
O czym warto pamiętać, gdy zabieramy się za planowanie?
- Aby ich termin realizacji danej czynności faktycznie był dla nas dogodny.
Jeśli wiem, że danego dnia przyjdę zmęczona np. po uczelni to nie planuje później zajęć, na które i tak nie będę miała siły. - Czasami lepiej zaplanować mniej i to zrobić niż zaplanować zbyt dużo i nie zrobić nic.
Kiedyś miałam tendencję do planowania dużej ilości zajęć, przez co później moja wydajność była stosunkowo niska, bo i tak wiedziałam, że się nie wyrobię. - Nie zostawiać wszystkiego na ostatni moment.
Z doświadczenia wiem, że ludzie lubią zostawiać wszystko na ostatni moment, bo jakoś nigdy nie jest po drodze. Niestety pod presją czasu pracuje się znacznie gorzej. Lepiej zacząć wcześniej i szybciej skończyć niż zacząć później i się nie wyrobić. - Działać systematycznie.
Lepiej podzielić coś na raty niż pracować jednego dnia, jednym ciągiem. Gdy zbyt długo człowiek skupia się nad jedną dziedziną to jego wydajność również stosunkowo spada. Np. w przypadku nauki lepiej ją rozplanować na kilka dni i przeplatać innymi zajęciami niż uczyć się ostatniego dnia, próbując na szybko wszystko jakoś zapamiętać. - Trzymać się wyznaczonego czasu, unikać działania pod wpływem impulsu.
Z tym to akurat zawsze miałam problem. I nawet widać to w pewnym sensie po blogu. Jak nagle mnie olśni i mam pomysł na zmianę jego wyglądu to zwykle pracuję nad tym jednym ciągiem, olewając prawie wszystko inne, co miałam do zrobienia. - Zacząć od rzeczy prostszych.
To metoda, którą stosuje prawie wszędzie. Szczególnie na egzaminach. Zawsze zaczynam od zadań, które wiem, że potrafię zrobić zamiast zastanawiać się nad tym, czego nie umiem, tracąc jednocześnie czas i możliwość na zrobienie tego z czym mogę sobie poradzić.
Nasze obowiązki to nie gra, gdzie trzeba iść level po levelu. Lepiej zrobić cokolwiek niż nic.
Najkorzystniej zacząć metodą małych kroków. Z prostej przyczyny: aby nie narzucić sobie zbyt wiele i się nie zniechęcić nie widząc efektów. Nie wszystko da się zmienić ot tak, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Warto wyznaczać sobie cele i się motywować, a niewątpliwie najlepszą motywacją są efekty.
Samodyscyplina to cecha charakteru, która dobrze wypracowana może naprawdę ułatwić życie i uprzyjemnić wiele obowiązków jak i pomóc spełnić marzenia.
Za chwilę biorę kartkę, siadam i zapisuję to, co chciałabym zrealizować w najbliższym czasie i tym trochę dalszym. Czas ucieka, warto dobrze go zaplanować i wykorzystać w pełni każdy dzień :)
Interesujący wpis. Zostawianie wszystkiego na koniec to najgorsze co może być.
OdpowiedzUsuńDokładnie!
Usuńmnie zawsze denerwowało, że sesja jest w czerwcu. nie można było skończyć jej w maju, a rok akademicki zacząć we wrześniu? tak zawsze trzeba było się uczyć w najgorsze upały...
OdpowiedzUsuńJa również bym to zmieniła... nauka w upały faktycznie jest bardzo trudna.
UsuńSzczególnie, że u mnie na uczelni sesja zaczyna się zawsze koło 20-25 czerwca i trwa do połowy lipca.
No i bardzo rzeczowo to napisałaś. Nie ma sensu filozofować nad tym! Albo chce się coś osiągnąć, albo nie. Nie jesteśmy dziećmi, wiemy, że wszystko wymaga tak taaak....tego nie chcianego- poświęcenia :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie.
Fragment "miałam przyjemność zakończyć sesję" rozwalił mnie już na wstępie 😉 u mnie sesja dopiero co się skończyła, wyczerpała mnie masakrycznie, ale planów na wakacje sobie ułożyłam sporo, tym bardziej dziękuję Ci za ten post, bo... samodyscyplina mi się baaaardzo przyda 😉
OdpowiedzUsuńBuziaki, Pati 😘
Dobrze napisane. :)
OdpowiedzUsuń