Zdjęcia z wyjazdu mówią: papa!

Patrycja Guzek

Kto by się spodziewał, że pierwszy wpis z wyjazdu będzie dotyczyć utraconych zdjęć 😅

Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie wrzuca moich zdjęć, bo one zawsze są dopiero po powrocie.
I to mnie zainspirowało do zgłębienia wiedzy, jak z mojego starego technologicznie aparatu przesyłać sobie zdjęcia na bieżąco na telefon. Gdy udało się to ogarnąć, to cieszyłam się z tego niczym dziecko na prezenty w Boże Narodzenie. Sposób toporny, nieidealny, ale w miarę działający.

Każdy dzień w Azji to była chwila na przesłanie fot na telefon, żeby przypadkiem nic nie przepadło, jeśli aparat zginie w tajemniczych okolicznościach, a przede wszystkim aby nie zabrakło miejsca na moich kartach CF, bo było ono mocno ograniczone.

Pełna fascynacji łapałam momenty Stasiem. Za każdym razem, gdy robiłam wyjątkowe zdjęcie (w moim mniemaniu😅) powtarzałam sobie “warto nieść każdy gram tego aparatu”. Z technicznego punktu widzenia branie tego aparatu na wyjazd jest średnio rozsądne - człowiek chce mieć jak najlżejszy bagaż, a tu dup foto cegła ważąca 2kg😅 Elektronika w moim bagażu ważyła więcej niż ubrania - to mówi samo za siebie🤭

W sobotę spotkałam się ze swoją przyjaciółką Karoliną i z przekonaniem mówiłam, jak to jestem zadowolona, że mam backup fot i że już nic nie zniknie, bo przesłałam wszystko z telefonu też na komputer.

Ale… No ale.. Ale w tamtej chwili nie wiedziałam jeszcze, że zdjęcia zaginęły dużo wcześniej🤦‍♀️ W skrócie - zdjęcia nadpisywały się podczas przesyłania na telefon.
4 dni prób ich odzyskania pokazały, że nie da się odzyskać tego, co utracone bezpowrotnie.

Większość super fot przepadło, a ja o dziwo nie wkurzam się na złośliwość rzeczy martwych. Naprawdę dziwi mnie mój spokój.

Dla mnie zdjęcia zawsze miały ogromną wartość. Konserwują piękne chwile, zatrzymują momenty, które umykają ulotnej pamięci.
Rok temu wyjazd bez aparatu był dla mnie totalną katastrofą. Teraz aparat to była pierwsza spakowana rzecz. Nawet miała być wystawa zdjęć z wyjazdu.

Te kadry, które zrobiłam wciąż są w mojej pamięci 🥰
Góry topiące się w pomarańczu zachodzącego słońca.
Urocze dzieci nieodstępujące nas na krok i biegnące za nami z pieskiem.
Ja siedząca z plecakiem na pustej, pozornie ruchliwej drodze, na tle pięknego krajobrazu.
Złapane kadry codziennego życia w drodze na dworzec kolejowy.
I dużo, dużo więcej.

Uświadomiłam sobie, że robiąc zdjęcie nie zapisuje się ono jedynie na karcie, a zapisuje się też w mojej głowie wraz z całym otoczeniem - obecnością ludzi, którzy towarzyszyli tej chwili, odbytym rozmowom, dźwiękami otoczenia, unoszącym się zapachem.

Magia - dźwięk migawki zapisuje w mojej głowie więcej danych niż na karcie pamięci aparatu.


Wnioski? Oczywiste…

W życiu trzeba umieć tracić. Pogodzić się z tym, że życie wciąż wiąże się ze stratami. Tak naprawdę często wybierając jedno, jednocześnie tracimy drugie. Nie da się mieć wszystkiego. Życie jest proste, ale życie to straty. Trzeba więc cieszyć się z tego, co jest, póki jest. Cieszyć się z tego, że w ogóle się wydarzyło i dbać o to, aby nie przepadło, bo nic w życiu nie zdarza się dwa razy.

Rzeczy martwe się psują, ale wspomnienia pozostają żywe.

💛

Komentarze

Odwiedziny w ostatnie 30 dni

Zapoznaj się z aktualną Polityką Prywatności bloga Sercem & Pasją pisane Marzenia.
Korzystanie z bloga i pozostawienie komentarza jest jednoznaczne z zaakceptowaniem tej Polityki Prywatności.